Autor: Ryszard Marut
Piękni, młodzi, z planami na przyszłość... Mamy to już za sobą, ale od czasu do czasu wracamy do tamtych lat. Intensywnie - na zjazdach klasowych i szkolnych, jubileuszach szkoły. Można stanąć z boku (ale najlepiej usiąść z wrażenia) patrzeć i porównywać do woli. Nasze koleżanki i koledzy... Boże, jacy oni wszyscy starzy! Łysiny, siwizny, zmarszczki, brzuchy… Jak można się tak zestarzeć? Bo ja to co innego... Czy nie mieliście państwo podobnego odczucia na spotkaniu absolwentów swojej szkoły? Przed laty moja starsza siostra, wybrała się na swój pierwszy zjazd klasowy po wielu latach od ukończenia szkoły i opowiedziała mi swoje wrażenia.
- Wchodzę do budynku i pierwszą osobę, którą spotykam to mama mojej serdecznej koleżanki Władzi. Myślę sobie – co tu robi stara pani Kołodziej, dlaczego nie przyjechała Władzia tylko wysłała swoja mamę? Czy Władzia (bo to przecież ona była) miała taką samą pierwszą myśl na widok mojej siostry Ziutki? Syndrom „mamy Władzi” dopadł też mnie na ostatnim zjeździe w mojej szkole, na pewno był też udziałem niejednego równolatka, który mnie zobaczył. Ale tylko przez chwilę. Bo zaraz jednak stwierdziliśmy, że świetnie wyglądamy i że było warto przyjechać do starej budy, aby pooddychać wspomnieniami i odbyć sentymentalną podróż w przeszłość.
Jacek Kaczmarski w „Naszej klasie” ujął to tak:
Nie wiem sam, co mi się marzy, jaka z gwiazd nade mną świeci
Gdy wśród tych nieobcych twarzy szukam ciągle twarzy dzieci
Czemu wciąż przez ramię zerkam, choć nie woła nikt: Kolego!
Że ktoś ze mną zagra w berka, lub przynajmniej w chowanego
Piękne i celne wersy Kaczmarskiego wielu zapewne przyjmie jako swoje odczucia. W naszym przypadku, może nie tyle twarze dzieci, co kanciastych wyrostków i dorastających panienek. Bo to była szkoła średnia. Zamiast berka i chowanego była piłka, wagary i prywatki. Próbowanie „rzeczy zakazanych”, zażarte dyskusje rówieśników, pierwsze prawdziwe porywy serca.
Pięć lat w szkole i internacie, czasy gdy soboty były pracujące (i uczące), do domu można było wyjechać tylko raz w miesiącu (tak, tak… to było jeszcze w latach 70 i 80 ub. wieku). Ileż w tym czasie mogło się zdarzyć, ile można było przeżyć, nauczyć się...
Państwowe Technikum Rolnicze w Weryni, moja szkoła, mieściła się w byłych dobrach ziemskich Tyszkiewiczów zabranych przez nową władzę i oddanej społeczeństwu w imię „sprawiedliwości społecznej”. Ozdobą nie tylko Weryni, ale całego powiatu kolbuszowskiego jest secesyjny pałac z 1900 r. , w którym pomieszkiwaliśmy i pobieraliśmy naukę (zanim nie wzniesiono nowych obiektów). Jako uczniowie technikum o specjalności uprawa roślin i hodowla zwierząt obrabialiśmy też pola hrabiego, doglądaliśmy bydła i trzody. Oczywiście już nie dla Tyszkiewiczów, ale dla nas samych, dla nauki, praktyki i socjalistycznej ojczyzny. Bo innej wtedy nie było.
Wśród wiekowych dębów, rozległych stawów, pól i lasów Werynia żyła swoim nieśpiesznym, ale pracowitym rytmem. Przemijające pory roku były tu przeżywane jak chyba w żadnej innej szkole w okolicy. Czas nauki splatał się z pracą. Co roku mury szkoły opuszczało kilkudziesięciu chłopców i dziewcząt. Myślę, że dość dobrze przygotowanych do zawodu i życia. W ich miejsce przybywali nowi… Kalejdoskop pokoleń, łącznie prawie 10 tys. osób.
W pierwszych dniach listopada myślimy o tych, którzy odeszli na zawsze. Najpierw o najbliższych. Ale potem zataczamy szersze kręgi pamięci i obejmujemy nimi również naszych nauczycieli i wychowawców. Moi nieobecni usprawiedliwieni profesorowie: Culak, Kwolek, Rusin, Kwiecień, Żywiec, Rząsa... Wychowawczynie internatu: Maria Wilk, Anna Materla... W czasach szkolnych nie zawsze ich lubiliśmy i ceniliśmy, ale z czasem gdy stawaliśmy się bardziej obiektywni - zyskiwali coraz bardziej. Nieraz żałujemy, że wtedy ich nie słuchaliśmy, że nie wszystko co nam przekazywali chcieliśmy przyjąć i zapamiętać. Ale „tak mają” też chyba obecni uczniowie.
Nasza weryńska klasa opustoszała nie tylko od nauczycieli, nie ma też kolegów: Kazika Pelca, Janusza Łaby, Andrzeja Ziębki, Anki Jaskot… Z „A” klasy odeszli weryniacy:Tomek Koń i Krzysiek Kuczyński oraz Andrzej Ingram. Nieobecni usprawiedliwieni.
Ryszard Marut